czwartek, 3 listopada 2016

"Pleśniak" inaczej, czyli "Pyszne" i Klubik Mam z Goleniowa




Za mną pierwsze spotkanie "Klubiku Mam z Goleniowa". Było tak, jak się spodziewałam, czyli bardzo pozytywnie i owocnie :), a zapowiada się jeszcze ciekawiej.
Klubik założyła moja koleżanka, mama 4 chłopców. Najstarszy z nich jest o rok starszy od mojego syna. Przy pielęgnowaniu, wychowywaniu, a przede wszystkim rozumieniu naszych pierworodnych bardzo pomocna okazała się książka Tracy Hogg "Język Niemowląt -  moja mama mnie rozumie". Polecam ją wszystkim początkującym rodzicom. Uczy każdego z nas, że dziecko od samego początku należy traktować, jak rozumną istotę, która swoje potrzeby wyraża mową ciała, bądź odpowiednim do sytuacji rodzajem płaczu. Po jej przeczytaniu rzeczywiście rozumiałam czego w danym momencie oczekuje ode mnie mój synuś. Kiedy okazało się, że jestem ponownie w ciąży znowu sięgnęłam po tą książkę, aby przypomnieć sobie co - nieco.  Aśkę z czystym sumieniem mogę nazwać "Polską Tracy" ;) , ponieważ sama zajęła się doradzaniem świeżo upieczonym rodzicom. To jej strona klik. Spotkania grupy będą się odbywały raz w miesiącu, a ich celem będzie nie tylko wymiana doświadczeń związanych z rodzicielstwem, ale również porady ekspertów. 

Na pierwszym spotkaniu mogłyśmy posłuchać Ady- doradcy chustowego. Podpowiedziała jaką chustę wybrać, a także pokazała jak ją wiązać. 
Mimo, iż nigdy nie byłam zbyt wielką fanką chust, ponieważ uważam, że na spacerze lepiej mojemu dziecku w wózku, to jednak Ada przekonała mnie do chusty. Po pierwsze zdarza się tak, że potrzebne są mi dwie ręce wolne, a moja córeczka ma akurat ochotę być blisko mnie, dlatego tutaj plus dla chusty. Drugi plus jest za to, że swobodnie można ją wziąć w góry i tu ma znaczną przewagę nad wózkiem, ponieważ obcasy na Śnieżce już były, ale wózka chyba jeszcze nikt nie przerabiał, a ja nie zamierzam być tą prekursorką :). Pakujesz więc dziecię w chustę i możesz ruszać na piesze wycieczki.
Wyszłam ze spotkania z postanowieniem, że kupuję chustę. Ada mówiła, żeby lepiej używaną, bo "przełamana", znaczy bardziej miękka tkanina dla naszego dzidziusia. Muszę teraz dobrać rozmiar, a że jestem w kwestii chustonoszenia zielona, to będzie dla mnie wyzwanie znaleźć odpowiednią chustę. 
Polecono mi 3 firmy, których chusty warto kupić:
  • Little Frog,
  • Lenny Lamb,
  • Natibaby.
Coś się wybierze :).
A może Wy drodzy czytelnicy macie jakieś propozycje ?













Na spotkanie grupy upiekłam ciacho i niektóre z dziewczyn poprosiły o przepis. Zatem poniżej przepis na  "Pyszne". Ciasto to nie mogło mieć bardziej trafionej nazwy, gdyż każdy kto go spróbuje mówi, że jest pyszne :) bądź przepyszne.

Składniki:
Ciasto
  • 2 paczki orzechów włoskich,
  • 2 paczki rodzynek,
  • 2 słoiki dżemu z czarnej porzeczki( u mnie własnej roboty),
  • 1 kostka margaryny bądź masła,
  • 1,75 szklanki miałkiego cukru,
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • 4 jajka,
  • 3 szklanki maki,
Krem
  • mniej niż 0,5 l mleka
  • budyń na 0,5 l mleka
  • 4 łyżki cukru
  • kostka miękkiego masła.



Z masła, mąki, 1 szklanki cukru, proszku do pieczenia, 4 żółtek zagniećcie kruche ciasto, następnie schłodźcie je w lodówce.
4 białka ubijcie na sztywną pianę, a następnie dosypując stopniowo 3/4 szklanki cukru dalej ubijajcie, na koniec dodajcie 2 łyżki skrobi ziemniaczanej i ubijcie.

Schłodzone ciasto podzielcie na dwie równe części. Pierwszą część rozprowadźcie na  wyłożonej papierem blaszce, następnie posmarujcie dżemem porzeczkowym, na dżem posypcie rodzynki( u mnie "na oko", niekoniecznie dwie paczki, tak samo orzechy), na rodzynki wyłóżcie pianę z białek, a na pianę posypcie orzechy i do piekarnika. W przepisie jest, że ciasto ma siedzieć 30 minut w 150 stopniach, jednak ja nastawiłam piekarnik na 30 minut, a potem jeszcze podpiekałam co chwile doglądając, razem wyszło około 45 minut.
Z drugą częścią ciasta sprawa jest bardziej prosta, wykładamy ją na blaszce wyłożonej papierem i smarujemy pozostałym dżemem, ja raczej nigdy nie wykorzystuję dwóch pełnych słoiczków dżemu, zawsze coś zostaje. Na ciasto wykładam po prostu tyle ile mniej więcej na kanapkę. Drugi placek piekę trochę więcej niż 15 minut. Proponuję ustawić czas na 15 minut, a potem doglądać ciasta, czy już jest ok.
Mała wskazówka. Jeśli macie tylko jedną blachę tego samego rozmiaru, możecie najpierw rozprowadzić na waszej blaszce placek z samy dżemem, wyciągnąć go razem z papierem i ułożyć na większej blaszce( np. tej z piekarnika), następnie na naszej blaszce możecie wyłożyć tą druga część. Dzięki temu zabiegowi unikniecie pracy z ciepłą blachą ;). 
Kiedy oba placki przestygną wkładam je na chwilę do lodówki, będzie łatwiej przełożyć.
Teraz zabieramy się za krem. Ugotujcie budyń według instrukcji na opakowaniu i przestudźcie. Utrzyjcie miękkie masło ( wyciągnięte z lodówki około 2 godz. wcześniej) na puszystą masę, ważne aby masa była na prawdę puszysta. Do tego masła dodawajcie po łyżce budyniu cały czas miksując. Zamiast "kupnego" budyniu można zrobić swój własny. Bierzemy 1,5 szklanki mleka, 1 cukier waniliowy, 1 łyżka skrobi ziemniaczanej, 1 łyżka mąki pszennej, 3/4 szklanki cukru i przygotowujemy jak budyń.

Na koniec składamy nasze ciasto. Najpierw placek z samym dżemem, następnie masa i na końcu placek z pianą z białek.




Smacznego :)
A ja już obmyślam ciacho na następne spotkanie.
Miłego dnia Magda









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz